Mam te momenty (obyś też je miał), kiedy chce mi się żyć, tak mocno i naprawdę, na poważnie, rozszarpuje mnie aż od środka i mam ochotę złapać kogoś za rękę (albo za cokolwiek), uszczęśliwić cały świat (dzisiaj wszystkim stawiam) i pozdrowić moich rodziców, biegać z tobą po polu albo przez miasto i czuć, że żyję. Robić te wszystkie rzeczy, które zdarzają się tylko na filmach i są zbyt ładne, żeby je robić nie-przed-kamerą, bo i tak nam nie wyjadą.
Chcę jechać kabrioletem (taki samochód bez dachu) i zedrzeć sobie gardło, krzycząc, jak kocham to życie (i wszystkie kręgowce i inne zwierzęta), chcę iść na piknik i zjeść tyle kalorii, ile jeszcze nie widziałam na oczy (jakoś siedemset), chcę się tam kochać pod kocem (lub pod drzewem), bez względu na mrówki i udawać, że piach nie wchodzi mi w pupę (chociaż wolę, żeby to był piach jednak) i robić te rzeczy, co do jednego, którymi gardziliśmy w okresie buntu (oczywiście mnie on nie dotyczył), bo odkryliśmy, że są takie naciągane i nierealne i chcieliśmy być smętni jak inni dorośli i się wpasować.
Chcę płakać ze śmiechu z żartów śmiechu wcale niewartych (np. twoich) i wchodzić do lodowatej wody tylko po to, żeby cię ochlapać, a ty nie powiesz, że odkupuję ci telefon, otworzyć oczy pod wodą i patrzeć na twoje majtki (i inne nieszczęścia) i zgubić górę mojego bikini wlatując do wody, bardzo chcę rozpędzić się z końca sali i wskoczyć w twoje ramiona (znasz ten film), a ty się wtedy odsuniesz (odkupujesz mi szczękę).
Chcę całą sobą robić wszystko, co nie ma prawa bytu, kiedy kończy się mleko do kawy, a z buzi rano wali (mnie to też nie tyczy), mimo że na noc myje się zęby, a potem nic nie je i poczuć życie, cedzić je między palcami, chcę rock’n’rolla i robić z garnków w kuchni perkusję (to jedyne do czego ich użyję), śpiewać i tańczyć (aż się nauczę) i tak dużo, dużo się śmiać i liczyć potrójne całki i wciągać życie z powietrzem, ale nie mogę (stop);
coś mnie hamuje i nie pozwala, bo życia wcale tu nie ma, wszystko dzieje się dalej, jakby za brudną szybą i nie da się go dotknąć, takie nieosiągalne, odległe (ta odległość mnie męczy), bo chcę robić wszystkie te rzeczy (i uśmiechać się do ludzi).
Życie jest zawsze za oknem, po stronie gdzie akurat mnie nie ma (Heisenberg miałby coś do powiedzenia) i pukam w te okna i stukam i macham (nie działa) i dlatego, kochanie, wybiłam nam wszystkie szyby (ups) i nic i tak sobie myślę, że życie jednak było za drzwiami.
13 komentarzy
Beata
26/04/2015 at 20:32Uwielbiam Cię Dziewczyno ( wielkie litery używam z pełną świadomością ), pozdrawiam.
magda na zimno
26/04/2015 at 22:31To takie miłe, dziękuję.
Szczere Kocisko
26/04/2015 at 20:37Najlepszy w ostatnich!
magda na zimno
26/04/2015 at 22:32Będę dalej się starać.
Magdalena Stankiewicz
26/04/2015 at 21:26Mam to samo.
PS. Twoje wpisy zawsze zostawiam sobie na deser.
magda na zimno
26/04/2015 at 22:30Niedobre na koniec?
Tomek
27/04/2015 at 06:52Od kiedy deser jest niedobry?
Magdalena Stankiewicz
27/04/2015 at 07:55Dokładnie – lubię odchodzić od stołu z okropnym smakien w ustach
Karina
30/04/2015 at 23:43najlepsze na deser!
Karolina
27/04/2015 at 16:18to jest Dobry Tekst.
Zaczytane w internetach #1 | Szara Jednostka
27/04/2015 at 21:28[…] Na zakończenie chciałam jeszcze dać wam mały powiew wolności, spontaniczności i po prostu ŻYCIA (ale takiego przez duże litery). Jeśli nadal tego pragniesz zapraszam do wpisu MASZ TO SAMO. […]
niekompletna.bloog.pl
29/04/2015 at 11:52To nie tylko dobry tekst, dziś był mi realnie potrzebny… pewnie czasem życie podsuwa nam uśmiech nawet w smutny, czarny dzień, może czasem słowa stanowią drzwi…
Marigold Girl
01/05/2015 at 18:49Twój styl to jest istny majstersztyk. Niby podniosłe, ale dzięki dawce humoru wcale nie śmieszne. Niby poezja, a jednak proza (życia).