W czwartek było w porządku. W pracy bardzo mnie lubią, przestali mnie obgadywać i strzelać do mnie kulkami z plasteliny. Potem przez chwilę myślałam, że mam długie nogi.
W piątek te nogi weszły mi kolokwialnie w dupę. Znowu udawałam, że mam udany weekend. Wróciłam do domu, zasłoniłam okna i siedziałam po ciemku do póżnej nocy, żeby sąsiedzi myśleli, jak świetnie się bawię na mieście i jak bardzo późno wracam. Nie otwierałam lodówki, żeby nie swiecić. Otworzyłam ją dopiero o pierwszej i nażarłam się na noc.
W sobotę rano, około trzynastej, okaząło się, że sąsiedzi dopiero wracają z wczorajszej imprezy, więc nie zauważyli, że jakby mnie nie ma ani że jakby jestem. W chwili słabości pomyślałam sobie, że głupio tak siedzieć w domu w pudrze za 270 zł, ale przecież strach też z takim wyjść. Ostatecznie robię to wszystko i tak dla siebie. Wtem zjadłam frytki.
W niedzielę myślałam o tym, jak byłoby mi z tobą, jaki jesteś w dotyku i czy masz włosy na brzuchu, i czy da się do ciebie przytulić. Zrobiłam to myśląc o tobie.
W poniedziałek zrobiliśmy to razem i, powiem szczerze, wolałam niepewność.
2 komentarze
Kamil Wawrzyniak
25/08/2016 at 17:46cały ja
Magdy
25/08/2016 at 22:24byle do piątku