pojechałam do lasu. siedzę sobie w lesie, czytam książkę, obserwuje dwie starsze panie z psem, nie wiem, czyjej to pies, ale widocznie jakoś się nim dzielą, mniejsze koszta czy ekonomia, może jedna po prostu ma męża uczulonego na psią sierść, wtedy obstawiam, że to właśnie jej.
idą w moją stronę, właściwie jestem pewna, widzę, zaraz się zacznie marudzenie pod nosem, że kto wjeżdża do lasu, ale myślę sobie, że z książką to wyglądam chociaż lepiej, mądrzej, robię tak, żeby widziały, że czytam i przechodzą jakoś bokiem, unoszę książkę wyżej, jak przebiega jakiś pan, robię to samo, w ogóle niech wszyscy wiedzą, że czytam, nieważne co, po prostu mam książkę, co z tego, że to dalej ta sama strona. staruszki obchodzą moje auto, (w tym tygodniu był słaby targ, poszłam sobie kupić stopki, Jadwiga, wiesz, bo ja gołej stopy do buta nie włożę i jakoś nie było nigdzie stopek) i halo:
– czy z panią wszystko w porządku?
– tak – odpowiadam tylko tyle i słyszę miłe życzenia na resztę życia
(kupiłam tylko pomidory, Jadwisia, wiesz, ale jakieś słabe, te sklepowe lepsze, skąd oni biorą te ceny, coraz drożej te targi, nie mogę płacić kartą, ale nawet to się zmienia, ale muszę czekać tydzień na stopki, a nie wiadomo czy będą, no niech ten pies zrobi kupę w końcu, weź go trzymaj bliżej, niech nie łazi po krzakach, bo złapie kleszcza)
wracają.
– czy to pani chłopak biega tak w kółko, a pani czeka?
– nie, nie mój (chciałam dodać jeszcze, ale to głupie żarty)
– to co, na jagody poszli?
– ale kto?
– no z kim pani tu przyjechała do lasu?
– no sama, poczytać
– jezusmaria!!! a pani mówiła, że w porządku!
jak pojechałam z kolegą migdalić się na tej samej ścieżce, on we mnie wszedł, a ja głowę asekuracyjnie przez szyberdach wystawiłam, żeby w podsufitkę, nomen omen, nie walić i akurat wbiliśmy się w taki slot czasowy, że nie padało, to też podeszła, zapytała, czy wszystko w porządku i myślę sobie, że to takie angielskie, miłe, że pyta
i to też nie był mój chłopak
No Comments