Pan D. zapytany o to, czy chce kawę czy też herbaty sobie życzy, mówił, że mu obojętne.
– Cukru – łyżeczkę, dwie?
– Ile się sypnie – wybierał.
Wtem nadszedł wielki dzień dla Pana D. Miał on bowiem po raz pierwszy w swojej prestiżowej korporacji, gdzie poza nim pracowało jeszcze paręnaście tysięcy ludzi (w większości nad nim niż pod nim), udać się w delegację.
– Mogli wybrać każdego z pozostałych kilku tysięcy osób – pomyślał.
Pan D., jak typowy człowiek z Mazur, zakupił sobie na tę specjalną okazję specjalną parę kaloszy i nowy sprej na komary oraz kleszcze, którym psikał kleszcza, jak już jakiegoś złapał.
– Co ty, kurwa, je karmisz? – Zdziwił się kolega Pana D. Lecz Pan D. wiedział że chodzi o coś więcej, o oszczędność. Otóż w krainie jezior do najbliższego sklepu trzeba przejść pięć bagien i przepłynąć wpław trzy jeziora, by się okazało, że sklep zamknięto trzy miesiące temu.
Pewnego razu kleszcz spadł na Pana D. i się go zapytał, gdzie ugryźć, bo skoro już spadł, to będzie musiał. Parafrazując klesza: nie będę dymał z powrotem na drzewo i się czaił na debili, skoro znalazł ideał. Pan D. jak zwykle nie mógł podjąć żadnej decyzji, odrzekł, że mu obojętne i – szczerze mówiąc – lepiej trafić nie mógł! A kleszcz gorzej, bo teraz robi mu za drugie jądro. To większe. Kto wie, wszyscy trzymamy kciuki, niedługo przegoni małego.
– Jaki chcesz bilet, obok okna, czy przy przejściu? – zapytała Pana D. pani z human resources. Całkiem miło z jej strony, ostatnio oddelegowali pana D. jako bagaż, który po drodze uznano za zbędny.
– Wyjeb tę walizkę, bo śmierdzi rybą! – krzyczał kierowca.
Pan D. nie wybrał żadnego z miejsc, zdając się na łaskę szefa, dlatego też trafił na miejsce pomiędzy dwiema karmiącymi matkami.
– Całkiem nieźle – przyznał. – Dawno nie widziałem tylu piersi. Przed panem D. chowano nawet filety z kurczaka w sklepie. Pan D. nie chciał na obie panie patrzeć się zbyt nachalnie, lecz musiał nasycić się widokiem na kilka lat wprzód.
Jeśli chodzi o wybór pokoju, pan D. odparł, że mu obojętne i nieważne, z którym kolegą będzie dzielił pokój, albowiem wszyscy nienawidzili go tak samo i pryskali sprejem dezynfekującym po oczach. Rodzaj łóżka nie grał roli, w końcu będzie leżał na podłodze, obok, pod drzwiami, przytulony do wycieraczki, którą zabiorą mu przed północą, żeby nie obślinił, a nad ranem przejdzie po nim obsługa hotelowa i będzie kazała się przeprosić. Pan D. dał znać jak bardzo mu to wisi.
– Obojętne – odparł.
W hotelowym pokoju przywitał go kolega, trochę łysy, trochę nabity, ubity, mięśnie widoczne,130 kg, piersi miał większe niż łysą głowę.
– Mamy tylko jedno łózko – oznajmił kolega. – Ale możesz je ze mną dzielić.
Pan D. się popłakał, dawno nikt nie był dla niego tak łaskawy.
– Dziękuję – odparł.
Po czym położył się po prawej stronie; obaj zgasili lampki nocne.
– Jak wolisz? – Zapytał kolega.
– Obojętne – z przyzwyczajenie odparł pan D.
Od tamtego czasu prosi o współtowarzysza mniejszych gabarytów.
Na służbowym posiedzeniu Pan D. ani razu nie usiadł.
No Comments