notatki z życia

czas w domu

nie wychodzę z domu, unikam ludzi, świata i towarzystwa, pielęgnuję mój marazm, średnio angażuję się we własne życie. moja aktywność ogranicza się do migania światłem, zasłaniania i odsłaniania rolet, by dać znak światu, że żyję i że pozornie coś się dzieje – ale gdy już ktoś puka do drzwi, udaję, że mnie nie ma. krzyczę, że nie ma nikogo. czasami kilka razy, bo nie dociera. aby nikt nie przychodził wyłączyłam domofon, a że mieszkam pod szóstką, przełożyłam numer na drzwiach do góry nogami. przekręcam mój z powrotem wyłącznie z dwóch powodów: jak mają przyjść buty lub jedzenie – więc w sumie dość często, ale jakoś żyć trzeba. na boso pewnie złapałabym wilka. 

to czego mi brakuje, to atencja. zawsze lubiłam być w centrum, choć nigdy się tam nie pchałam. po prostu: mam ten czar, dar i predyspozycje. potrafiłam być na językach całego towarzystwa, a wszystkie spotkania służbowe oraz prywatne kręciły się wokół, mnie, moich szpilek, co lubię jeść i na co mam alergię. głodna uwagi postanowiłam uzupełnić jej braki domowym sposobem. odgarnęłam balkon, posadziłam palmy, zainstalowałam korzystne podświetlenie i stado flamingów. może i jest zakaz grillowania na balkonie, ale ja i tak robię ogień, to teraz mój catwalk. wychodzę, przeciągam się, wyciągam szyję w górę, dół, prawo, lewo, napinam kręgosłup i patrzę jak zagapieni sąsiedzi na balkonach palą papierosy od strony filtra, a kierowcy przejeżdżają osiedlowe rondo dosłownie prosto. i potwierdza się prosty fakt, że każde rondo mogłoby być skrzyżowaniem. a odwrotnie już niekoniecznie.  zawsze tak mówiłam.

No Comments

    Leave a Reply