Przychodzi pragnienie, aby trochę się sponiewierać. Coś przeżyć, czuć i zmarnować sobie nerwy. Nie liczyć kalorii i wypitych płynów. Mieć niepoukładane w głowie, w szafie, na półkach i mówić, że się znowu pogubiłam. Podpisywać sobie lewe zwolnienia i znajdować usprawiedliwienia na wszystko. Obwinić rodziców, dzieciństwo, pogodę. Chodzić spać o różnych porach, robić sobie jetlag i nigdy nigdzie nie dolecieć. Rozkładać ramiona jak gwiazda, gdy świeci słońce. Podążać wokół bloku, tak aby zawsze świeciło na mnie – nie ma go tu dużo między budynkami pełnymi apartamentów na sprzedaż, wynajem, we frankach. Opalać się bez żadnych pasków ani filtra. Wchodzić wszędzie, gdzie jest zakaz. Nie wrzucać soli do zmywarki i zobaczyć, jak sobie radzi bez niej. Ćwiczyć bez obaw, że biceps rozerwie mi koszulę. Podjąć jakieś ryzyka. Pobiec za kimś, wyznać miłość i sprawdzić, czy jeszcze mam serce. Myślę, że mam. Zdarza mi się arytmia.